Kochanica Czarnoksiężnika

W tej serii nie ma zbytnio udanej piosenki, to wstawiam utwór z jednego z lepszych anime, żeby lepiej się czytało:

https://www.youtube.com/watch?v=to7pBlL-rQ4&index=1&list=PLu_ACHb5UXf5pnZQUTb1cDlObDbQbCQNn

O tym czy miło by było wskoczyć do łóżka czaszkogłowego czarnoksiężnika zaraz będzie. Zacznijmy od tego dlaczego "Kochanica Czarnoksiężnika"? Wiecie kiedyś natrafiłam na trailer tej serii i zrobiłam wielkie WOW! Jaka niesamowita animacja, tak dużo słodkich stworków, no i ten bohater! Tajemniczy, niecodziennej aparycji mag, zapewne będzie miał mroczną przeszłość, będzie inteligentny, nieprzystępny i interesujący bardziej niż sposób kiszenia ogórków. Problem był tylko taki, że nie mogłam zapamiętać tego japońskiego tytułu, a że w trailerze była jakaś laska to nazwałam to sobie "Kochanicą Czarnoksiężnika" (co śmieszne byłam bardzo bliska oryginalnego tytułu, bo "Mahoutsukai no Yome" znaczy oblubienica maga). Ok, skoro już doszłam do tego, że szykuje się kawał soczystego anime, poleciałam oglądać OVA "Mahoutsukai no Yome: Hoshi Matsu Hito". I powiem, że było nieźle. Przyjemna animacja, bardzo dużo szczegółów (a ja lubię cudne lub mniej cudne zwierzątko-stworzenia), fabuła może nie genialna, ale niezła.


 Ok, to co się stało, gdy wyszła pełna seria? Oh, oh będę stopniować napięcie, bo zamierzam napisać jeszcze o paru nudnych szczegółach, aczkolwiek dających do myślenia. Przygody naszego rudego króliczka wyprodukowało studio Wit. Niezbyt bogaty dorobek, ale jakże rozgrzewający! Shingeki no Kyojin, Owari no Seraph, czy Hoozuki no Reitetsu. Kojarzycie Norihiro Naganuma? Pewnie nie, bo i nie ma co kojarzyć. To reżyser naszej magicznej serii, z niewielkim dorobkiem, a mianowicie póki co na swoich barkach dźwigał tylko Tonari no Kaibutsu-kun. Nie wróży to najlepiej, no ale nie tracimy nadziei, bo przygody kujonicy i szkolnego łobuza, nie było znów takie tragiczne.

Dobra, napiszmy w końcu coś ciekawego!
Jakby tylko było coś interesującego do napisania. Twórcy niestety nie dość, że nie zaspokoili naszego apetytu, to jeszcze danie nie było zbyt smaczne. Zacznijmy może od bohaterów. Co się stało z naszym tajemniczym, inteligentnym i intrygującym jeleniem (?) Elisem? Bohater jest mniej więcej tak ciekawy jak bojownik trzymany w szklanej kuli. Okazuje się, że bohater miał być inteligentny, a jest całkiem głupi, miał być tajemniczy, a gdy w końcu mamy odcinek o jego przeszłości to ziewamy i zastanawiamy się czy babcia w niedziele zrobi dobry rosół. Na domiar złego aktor głosowy jest nudny i brzmi jakby jadł w czasie nagrywanie kluski (Ryota Takeuchi). Mam wrażenie, że nagrał swoje kwestie na jednym wdechu, żeby szybko wrócić do domu, zjeść obiadek i poczytać gazetkę. No to może chociaż nasza oblubienica wniesie miły dla nosa zapaszek? Jest tu nieco lepiej, ale to i tak niewielkie pocieszenie. Nasza zielonooka chudzina czasem pokazuje resztki temperamentu, ale jest on co najwyżej letni (kurczaka to ona by na nim nie usmażyła). Gdzieś od 4 odcinka jej działania są mniej więcej tak przewidywalne jak zakończenia wszystkich Avengersów. Jeżeli chodzi o resztę bohaterów to mamy tu góry i doliny, ale ukształtowanie terenu przypomina raczej województwo mazowieckie. Chyba najciekawszy z nich jest Popielate Oko, bo to przynajmniej rasowy sk**wiel.

Trailer, jak ktoś jest zainteresowany:


Przejdźmy do fabuły. Już pewnie czujecie powiew chłodu na karku. I dobrze czujecie. Anime jest na podstawie mangi, której nie czytałam, więc nie będę porównywać. Ogólnie wszystko sprowadza się do tego, że nasza smutna Sleigh Beggy co odcinek pomaga jakiemuś innemu skrzywdzonemu przez los stworzonku. Pomijając niezbyt intrygujące zwroty akcji, to po pewnym czasie doszłam do wniosku, że tam w większości postacie, miejsca i wszystkie szczegóły, których jest więcej niż tytanów w SNK, są płytkie jak kałuża po wiosennej mżawce. Czy ktoś ogarnął co to w ogóle jest Sleigh Beggy? Czemu koło niej latają gołe wróżki, które są miłe, nie zaraz, przecież w następnym odcinku nie są już miłe... Skąd się biorą te wszystkie zaklęcia? Skąd w ogóle ten świat? Po co tam są te stwory? W ogóle jaki cel mają bohaterowie? A najlepsze to już jest śpiewanie tych pioseneczek i zamienianie się oczami (kto widział ten wie). Jeszcze słówko o dialogach, które składają się głównie z serii zdań typu: "Nikt wcześniej nie był dla mnie miły", "Jestem samotna i smutna", "Nie opuszczaj mnie, bo będzie mi smutno", "Czy smakuje Ci śniadanko?". Próby jakiś poważniejszych rozważań, przypominają raczej rozmowy czterolatków w przedszkolu niż poważny serial.


W końcu szczegóły! Animacja jest niezła, zwłaszcza pochwalam tła, które nie wyglądają jak wklejone gotowe motywy z Google grafika. Jest bogactwo lokacji i stworzeń, kwiatuszków i drzewek. Nie jest to jakaś odkrywcza grafika, ale przynajmniej bohaterowie mają palce i jak mówią to porusza im się też broda, a nie tylko "nibyusta". A no i czacha Eliasa jest fajnie zrobiona. Muzykę porównałabym do polskiego rocka alternatywnego. Nie jest dobrze, ale w otchłani g**na znajdzie się coś przyjemnego dla ucha. Pierwszy opening o dziwo jest przyzwoity, mimo, że graficznie jest tak rozwiązany, że patrząc na niego myślę o letniej sesji egzaminacyjnej (łapcie linka: https://www.youtube.com/watch?v=4e_Sd2wAA4s). Ale "najlepsze" to są te pioseneczki i światełka. Wiecie, widzicie taką łąkę z pachnącymi kwiatuszkami i latającymi świetlikami i jeszcze światło księżyca przebija się przez chmury rozjaśniając oczęta naszych bohaterów. Oni wtedy robią taką minę "wow" i co robią? No śpiewają! Piosenka w stylu "Jam ci, jam ci najpiękniejszych kwiotków pozbieram". A no i jeszcze te animowskie żarciki. "Śmieszne" rysowanie  bohaterów, dorabianie im łezek, chmurek, kresek i serduszek, ogólnie jak na to patrzę mam ochotę rzy**ąć, ale wiece w anime to normalne i podobno ludzi to śmieszy...
 
Czy chciałabym wskoczyć do łóżka naszego jelenia? Ja zdecydowanie nie, już wolałabym zakraść się do paszy Halila z Shoukoku no Altair. Zostawmy na chwilę moje osobiste odczucia. Powyżej zbeształam Magus Bride, jak zapchlonego psa błąkającego się po indyjskich ulicach. Tak naprawdę wcale nie jest tak źle. Anime to na pewno nie jest tragiczne, nawet nie jest złe, raczej mocno przeciętne. Powiedziałabym, że zakwalifikowałabym go do shoujo/josei, co w tym gatunku tworzy całkiem niezłą serię. Kochanica jest miła dla oka, czasem wzruszająca, ma dość pozytywne przesłanie i w sumie do obiadku dobrze się to ogląda. Jak ktoś lubi serie o słodkiej miłości i przytulaskie stworzonka to myślę, że może mu się spodobać, nawet bardzo.

Ocena: mocne 5/10

PS
Co tam się stało z cyckami bohaterek? Dobra, to nie jest jakieś super ważne, ale czemu one wiszą im do pasa?!




Komentarze

Popularne posty